środa, 28 września 2011

Czym napychają naszą przyszłość?

"Wesoła Szkoła i przyjaciele" Klasa trzecia, część pierwsza - "Ćwiczymy pisanie" Ćwiczenia z języka polskiego dla klasy 3.opatrzone są mianem tych, dla edukacji wczesnoszkolnej. Mają 32 strony,= i litery kilka razy większe od tych, które pamiętam ze swojej przeszłości. Są też o wiele cieńsze od moich, starych. Zapamiętałem trzecią klasę, i w ogóle wczesną podstawówkę jako okres, w którym ćwiczenia były dość grube, a litery zbliżone wielkością do tych, które widzę w obecnych podręcznikach. 

Pierwsza część ćwiczeń zaczyna się od baardzo skomplikowanych zadań. "Otocz pętlą wyrazu, które mają trzy sylaby lub więcej" (!!!) (Ale fajna piosenka gdzieś tam leci :)) Ale spoko, rozumiem - 3 sylaby dla 3 klasy, logiczne... Ale 3 klasa to prawie 4 klasa, a 4 w porównaniu do dzisiejszej 3 jest bardzo trudna, a na pewno taka będzie dla mojego brata-idioty, którego książki służą mi za podstawę do napisania tego artykułu. 

Równoległe do tych z polskiego - ćwiczenia z matematyki zaczynają się działaniami typu 6+9 walonymi cyframi, które zostały napisane czcionką o większym rozmiarze niż ich wyniki. Początek 3 klasy, skończone 2 i 1, a w programie nie znalazło się miejsce dla dzielenia... Nie pamiętam kiedy się go nauczyłem, ale jestem pewny, że w 1/2 klasie zdałem tabliczkę mnożenia do 100 (;>), a tutaj 6+9... Boże! dlaczego polska przyszłość jest zacofywana... Poprzeczka jest klasom 1-3 strasznie obniżona. Może chodzi tu o obniżenie poziomu wiekowego w szkole. Nie wiem. Nie interesowałem się tym za bardzo, ale mam jedno pytanie. Skoro obniżamy poprzeczkę młodszym, to dlaczego podwyższamy ją starszym, których miejsce zajmą kiedyś ci młodsi, którym poprzeczkę obniżono. Dlaczego dzieci, które w 3 klasie uczą się jeszcze dodawania za sześć lat mają pisać trudny egzamin? Będą go pisały jeśli oczywiście ministerstwo nie wpadnie na pomysł kolejnej genialnej reformy... Dlaczego mając 14 lat, zamiast siedzieć z dziewczyną gdzieś w kinie, ja piszę tego posta, martwiąc się o przyszłość Polski?

Jakie jest najpopularniejsze słowo rodaków zaskoczonych, zdenerwowanych itepe itede?
Kurwa

niedziela, 25 września 2011

Co mnie wkurza w polskich filmach?

Hejka ponownie.
Dzisiaj chciałbym poruszyć jedną, może dwie kwestie dotyczące tak produkcji, jak i dystrybucji filmów w Polsce.  Najpierw może jednak o tym drugim.
Na pewno słyszeliście o  takich filmach jak "Sex Story" czy o niedawno wypuszczonym "To tylko sex". Może już oglądaliście i może wiecie, że to kompletny syf, ale nie chodzi mi tu o treść, ale o tytuły, polskie tytuły. Pomimo, że w angielskiej, oryginalnej wersji słowo "sex" nie pojawia się, tak w polskim, ale nadal po angielsku tytule słowo to użyte jest. Oryginalny tytuł ("No Strings Attached") to mniej więcej "Niezwiązani", chyba, bo mistrzem angielskiego i tłumaczenia nie jestem. Sytuacja ma się podobnie z drugim tytułem ("Friends with Benefits"), który po polsku mniej więcej brzmi "Przyjaciele dla Korzyści", który tak na prawdę jest bardziej denny od tego, którym nas zaszczycili, ale z pewnością tłumaczów od tytułów stać na coś więcej. Ale nie! Najłatwiej nakarmić zboczonego Polaka seksualnym tytułem, zamiast wydawać kasę na kampanię reklamową. Bo ja tak to widzę. Reklamy filmowe, tak jak i growe, które w innych krajach są bardzo rozrośnięte w Polsce są niczym, bo praktycznie ich nie ma. Promocja filmu ogranicza się do kilkunastosekundowych spotów w telewizji. Dlaczego Polska taka jest? Nie chce mi się myśleć i pisać, ale to trochę smutne. Po raz kolejny mam powód zazdrościć Amerykanom. 
Koniec o tytułach. Druga sprawa. Druga sprawa dotyczy polskich, rodzimych filmów, "superprodukcji", filmów, które nie są kiczowatymi komediami romantycznymi, a wyprodukowane zostały w Polsce. Mowa tu głównie o "Weeekendzie" i "Sali Samobójców" oraz chyba o "Bitwie Warszawskiej: 1920", chyba, bo będę wiedział dopiero za pięć dni, w czwartek. Nie mowa tu o samych filmach, który w przypadku "Weekendu" był takim kiczem, że ja pierniki dżemem smaruję, ale o samiutki początek filmu. Czołówka można powiedzieć, a właściwie przedczołówka, w której pokazani są producenci i patroni filmu. Ich jest za dużo! Ja rozumiem, Polska, polski film, wielkie nadzieje. Patronatów ofert cała masa, ale po co? Mnie osobiście to denerwuje. Tego jest za dużo! Z wielkim hukiem wyprodukowany film... W normalnych (zachodnich) filmach tego nie ma. Tylko Polska... Jakieś instytuty, radia, telewizje, rząd, ministerstwo, a może nawet nie zauważyłem prezydenta... Ja tego nie chcę, bo to nie świadczy dobrze o filmie. Nie świadczy dobrze o Polsce. Nie świadczy dobrze o aktorach..
Baj Baj :p Do następnego posta




sobota, 24 września 2011

Heloł!

Who I am? Jetem Alexi Foxleaf, czyli pseudonim internetowy pewnego gimnazjalisty mieszkającego w Polsce ;p
Where you? Jesteś na moim blogu, czyli złomowisku postów wszelakich, na wszelaki temat i wszelako długich. Znajdą się tu być może recenzje, być może felietony, być może nie będzie tu nic ;p
Teraz próbuję skonfigurować bloga, ale może nawet jutro przybędzie drugi, ale już bardziej rzeczowy wpis, bo ten już się kończy.
Albo nie, nie kończy się :D Może się trochę przedstawię. Danych nie zdradzę, ale może zainteresowania? Chodzę do gimnazjum, lubię dobre filmy, bardzo dobrą książkę i rocka. Co do tego ostatniego, to tak, lubię muzykę, uważam się za jej fana, a właściwie fana jej syna, rocka, ale nie znam się na zespołach, więc gdyby mój blog rozrósłby się tak, że przybyłyby komentarze i w jednym z nich padłoby pytanie o ulubiony zespół to odpowiedziałbym Linkin Park, ale już raz zostałem przyłapany na "nicniewiedzeniu" o tym zespole. Tak, nic nie wiem o zespołach. Po prostu szczerze mnie to nie interesuje, wiem, że w Linkin Parku śpiewa Chester, czy jakiś taki gość, ale poza tym nic.
 Lubię też komputery i to z nimi chcę związać swoją przyszłość, ale na razie nie uczę się języków programowania. Mam książkę do nauki PHP i MySQL i to z jej pomocą chcę zrobić swoją własną, nieskalaną grę przeglądarkową, ale o niej na pewno napiszę później. 
Pisałem, że lubię książki? Nie jestem (chyba na szczęście) jednym z tych nastolatków, którzy książki uważają za zło konieczne i lektury, jeśli w ogóle się nimi zajmują czytają powierzchownie, odsłuchują audiobooki i przeglądają opracowania. Nie jestem w sensie, że lubię poczytać, bo w zakresie lektur to odstaję od nich tylko troszeczkę. Lubię książki do tego stopnia, że postanowiłem napisać swoją własną, ale o niej napiszę później. 
Teraz chciałbym zakończyć, bo konfiguracja bloga czeka ;p
Papa do przyszłego posta