sobota, 1 października 2011

Wojenko, Wojenko...

Wstałem za piętnaście szósta, żeby razem z klasą wybrać się na seans "Bitwy Warszawskiej 1920". Zapowiadany od wielu wielu film Jerzego Hoffmana opowiada historię miłości przerwanej kampanią wojenną przeciwko Rosji. Jan kocha Annę, Anna kocha Jana. Na początku filmu, po wezwaniu do wojska Jana (a może tuż przed tym - nie pamiętam), ten oświadcza się Nataszy Urbańskiej. Zaraz po ślubie, Janeczek wyrusza na Kijów. Rozłąka trwa. To wszystko chyba w opisie filmu jest, a fabuły nie będę zdradzał, bo to bardziej chamskie od wciskania ludziom takiego filmu jakim jest ten oto. 
Trailery fajne były, dopóki nie zaczęło się zwracać uwagi na kwestie mówione. Doszliśmy właśnie do jednej z pierwszych dolegliwości BW1920. Dialogi są sztywne, a emocje w nich tak nasycone niedoskonałością, że omg... Dobrze wyszły jedynie kwestie rosyjskie, które wychodzą naturalnie i pomimo tego, że to rosyjski cieszą ucho, zwłaszcza, że są obok beznadziejnych razy dwa słów polskich aktorów.
Number Two. 3D, którego nie było prawie że. Głębia była znikomie widoczna. Okulary zakładałem tylko po to, żeby nie mieć zamazanego obrazu, a ściągałem je przy każdej okazji. Najlepsze efekty zaserwowała reklama chyba Renoualt'a lecąca przed filmem... Kolejna i chyba największa wada filmu to praca kamery, która tak mnie wkurzyła, że o Boże... Gościu, który to kręcił powinien dostać nie wiem co... Sceny kręcone były zawsze z najgorszej perspektywy, kamera się trzęsła i ruszała i wkurzała. Pod względem technicznym film okazał się klapą, ale jak wiemy fabuła jest równie ważna co wszystko razem wzięte...
... I jest tyle warta co wszystko razem wzięte, czyli pół polskiego grosza. "Historia wielkiej miłości" została opowiedziana w sposób, który chyba tylko nie mnie przyprawił o dreszcze złości. Taki syf pod względem scenariusza, jak i technicznie rzecz biorąc mógł zostać doprawiony tylko co najwyżej średnią muzyką. Scenariusz został tak skonstruowany, że stawia sprawę jasno jeśli chodzi o wątek romantyczny, natomiast nie wiem czy to ja jestem taki głupi, czy to film tak mącił, że nie zrozumiałem nic z bitew. Nakręcone zostały tak chaotycznie, że czerpałem radość (choć małą jak bakterie) z oglądania rozlewu krwi. Kompletnie nic nie zrozumiałem. Nie wiedziałem gdzie jest front, kto gdzie walczy, kto przeciw komu, kto po co. Nic kompletnie, amen. 
Jedynym plusem filmu jako filmu jest to, że przybliżyła mi trochę surowe zasady tamtejszego wojska. Jestem wprost trochę przerażony tym, że kara śmierci była tak często wymierzana, za tak niewielkie przewinienia. 
Nie polecam, nie namawia, wręcz odradzam obejrzenia...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz